ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
~ To jest baśń, którą zawsze powtarzam,
gdy do mojej głowy wkradają się głosy.
Nie mogę ich powstrzymać, więc staram się je oswoić,
powtarzając wciąż od nowa tę samą historię.
[ NOTATKA POD ROZDZIAŁEM ]
gdy do mojej głowy wkradają się głosy.
Nie mogę ich powstrzymać, więc staram się je oswoić,
powtarzając wciąż od nowa tę samą historię.
[ NOTATKA POD ROZDZIAŁEM ]
*
dwa dni później *
~ Justin ~
Szedłem
w stronę klubu, w którym obecnie pracuję razem z moim przyjacielem i
rozmyślałem o zmianach, które zaszły w moim życiu. Od jakiegoś czasu mam dziwne
przeczucie, że mój ojciec coś przede mną ukrywa. Niby nigdy nie zwracałem na to
większej uwagi, lecz tym razem jego „sprawy biznesowe”, o których nie mówił
absolutnie nic, dały mi wiele do myślenia. Szczerze? Nienawidziłem tego
człowieka. Gardził wszystkim i wszystkimi dookoła. Nie miał szacunku nawet do
własnej żony, która mu ulegała i nie widziała nic poza nim. Jakby miała klapki na oczach. Może rzeczywiście chodziła
w zaparowanych okularach? Ugh, nie wiem co o tym wszystkim sądzić.
Niepokoi mnie jeszcze zajście
Cooper’a z tą dziewczyną. Niby widziałem, że ją uderzył, ale jestem takim
tchórzem, że nie odważyłem się jej pomóc. Z resztą… Kto chciałby ponownie
zaczynać z takim człowiekiem jak on?
- Hej kochanie, masz może ochotę na małe co nieco? – Moje myśli
przerwała Elizabeth, jedna z tancerek.
Jak zwykle śliniła się do mnie jakbym obiecał jej co najmniej górę złota.
Tymczasem nie miałem ochoty z nią rozmawiać.
- Och, daj mi spokój, El. Idź zabawiać jakiś klientów, może nam więcej zapłacą – odprawiłem ją ruchem dłoni. Sam zaś skierowałem się w kierunku mojego biura. Jeśli w ogóle można nazwać biurem to pomieszczenie. Otworzyłem drzwi, przykładając palec wskazujący do odbiornika, który miał za zadanie chronić to miejsce. Hm… Coś podobnego do systemu alarmowego, ale zaopatrzone zostało w większą ilość funkcji. Planowaliśmy z Nickiem zrobić z tego miejsca coś naprawdę ekscytującego, ale powoli wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli. Tancerki chciały więcej zarobić więc zaczęły proponować klientom „coś więcej”, a pokoje, które służyły do indywidualnego tańca przerodziły się w pokoje do uprawiania… ostrych zysków. Jeszcze doszło to, że Nick myślał o chwilowym zrezygnowaniu z prowadzenia lokalu. Ta opcja nie wchodziła w grę, więc zgodziłem się, by znalazł osobę, która będzie prowadziła je z nami. Miałem wrażenie, że znów wpadł w jakieś poważne kłopoty.
- Och, daj mi spokój, El. Idź zabawiać jakiś klientów, może nam więcej zapłacą – odprawiłem ją ruchem dłoni. Sam zaś skierowałem się w kierunku mojego biura. Jeśli w ogóle można nazwać biurem to pomieszczenie. Otworzyłem drzwi, przykładając palec wskazujący do odbiornika, który miał za zadanie chronić to miejsce. Hm… Coś podobnego do systemu alarmowego, ale zaopatrzone zostało w większą ilość funkcji. Planowaliśmy z Nickiem zrobić z tego miejsca coś naprawdę ekscytującego, ale powoli wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli. Tancerki chciały więcej zarobić więc zaczęły proponować klientom „coś więcej”, a pokoje, które służyły do indywidualnego tańca przerodziły się w pokoje do uprawiania… ostrych zysków. Jeszcze doszło to, że Nick myślał o chwilowym zrezygnowaniu z prowadzenia lokalu. Ta opcja nie wchodziła w grę, więc zgodziłem się, by znalazł osobę, która będzie prowadziła je z nami. Miałem wrażenie, że znów wpadł w jakieś poważne kłopoty.
Usłyszałem pukanie do drzwi, więc nacisnąłem guzik i zaprosiłem gościa mówiąc „Proszę”.
- Witaj Bieber, jak idzie z interesem? – Do pomieszczenia wszedł postawny mężczyzna, który był we własnej osobie moim ojcem.
- Szczerze powiedziawszy, całkiem dobrze nam się powodzi – Posłałem mu sztuczny uśmiech i zacząłem nerwowo wystukiwać rytm w drewniane biurko.
- Cieszę się z tego powodu – wzrokiem zaczął wodzić po całym pokoju. Gołym okiem można było dostrzec napięcie atmosfery.
- I przyszedłeś tu tylko po to by mi o tym powiedzieć? – zadrwiłem, unosząc brwi w irytacji.
- Tak właściwie to przyszedłem tu po to, by Ci powiedzieć, że muszę wyjechać na jakiś tydzień. Mam pewne sprawy związane z Davidem. Przekażesz to swojej matce, czy sam mam to zrobić? – Chyba zapomniałem wspomnieć, że Cooper i Jeremi, mój ojciec, są zażyłymi przyjaciółmi i kompanami w interesach.
- Kiedy wyjeżdżasz? – zagryzłem policzek od wewnątrz i spojrzałem na niego z ukosa.
- Prawdopodobnie za dwa dni, a co? Już zaczynasz tęsknić za starym ojczulkiem? – zaśmiał się szyderczo i wyjął paczkę papierosów, odpalając jednego.
- Dobrze wiesz, że nigdy nie byłeś i nie będziesz prawdziwym ojcem. Najwyżej zwykłym sukinsynem, wyżywającym się na niewinnej kobiecie – powiedziałem przez zęby, zaciskając i rozluźniając dłonie na biurku. – Karma to suka. Kiedyś dosięgnie i Ciebie – wskazałem na niego palcem. Czułem jak wzbiera we mnie gniew.
- Mało obchodzi mnie Twoje zdanie, a teraz wybacz, mam ważniejsze sprawy na głowie – uśmiechnął się pogardliwie, gasząc papierosa na leżącej w pobliżu teczce i wyszedł. Dupek.
~ Gabriela ~
Siedziałam
na kanapie w pokoju hotelowym i oglądałam przypadkowy film lecący w TV. Rzadko
kiedy oglądam telewizję, a nawet jeśli oglądam, po jakimś czasie nie pamiętam
kompletnie nic.
- Czy zastałem panienkę Grande? – jeden z lokai zapukał do drzwi.
Podeszłam i otworzyłam je tak, by zobaczyć o co się rozchodzić. Nie chciałam przyjmować żadnych gości, dopóki nie uporam się z fatalnym nastrojem.
- Tak, czy coś się stało? – zapytałam, nieśmiało się uśmiechając. Nie wiedząc dlaczego, poczułam się bardzo niezręcznie stojąc przed nim w samej rozciągniętej koszulce.
- Nie… Tak… Nie… To znaczy… - zaczął się jąkać, lustrując moje ciało. Odruchowo spiorunowałam go wzrokiem. – Ktoś przysłał kwiaty, panienko – uśmiechnął się ciepło.
- Mów mi Melanie – zagryzłam dolną wargę i odebrałam od niego dość sporej wielkości bukiet róż z niewielką żółtą kopertą.
- Jestem Andrew. Miło mi Cię poznać, Melanie – zaśmiał się i podał mi teczkę. Podpisałam kartę odbioru i przyjrzałam się pięknym kwiatom. Róże, moje ulubione. - Kompletnie nie wiem od kogo są. Może masz ochotę na herbatę, Andrew? – z grzeczności wypadało przynajmniej ją zaproponować. Jednak chłopak widząc moje zniecierpliwienie cicho odmówił, żegnając się pod wymówką dalszej pracy. Przynajmniej zrozumiał aluzję.
- No, zobaczmy komu tak na mnie zależy – powiedziałam na głos, otwierając kopertę. Znajdował się w niej niewielki liścik.
- Czy zastałem panienkę Grande? – jeden z lokai zapukał do drzwi.
Podeszłam i otworzyłam je tak, by zobaczyć o co się rozchodzić. Nie chciałam przyjmować żadnych gości, dopóki nie uporam się z fatalnym nastrojem.
- Tak, czy coś się stało? – zapytałam, nieśmiało się uśmiechając. Nie wiedząc dlaczego, poczułam się bardzo niezręcznie stojąc przed nim w samej rozciągniętej koszulce.
- Nie… Tak… Nie… To znaczy… - zaczął się jąkać, lustrując moje ciało. Odruchowo spiorunowałam go wzrokiem. – Ktoś przysłał kwiaty, panienko – uśmiechnął się ciepło.
- Mów mi Melanie – zagryzłam dolną wargę i odebrałam od niego dość sporej wielkości bukiet róż z niewielką żółtą kopertą.
- Jestem Andrew. Miło mi Cię poznać, Melanie – zaśmiał się i podał mi teczkę. Podpisałam kartę odbioru i przyjrzałam się pięknym kwiatom. Róże, moje ulubione. - Kompletnie nie wiem od kogo są. Może masz ochotę na herbatę, Andrew? – z grzeczności wypadało przynajmniej ją zaproponować. Jednak chłopak widząc moje zniecierpliwienie cicho odmówił, żegnając się pod wymówką dalszej pracy. Przynajmniej zrozumiał aluzję.
- No, zobaczmy komu tak na mnie zależy – powiedziałam na głos, otwierając kopertę. Znajdował się w niej niewielki liścik.
Z d r
a d z o n a
P o n i ż o n a
O s z u k a n a
Wiesz coś o tym, prawda?
Przyjaciel, chłopak, przyjaciółka. Każdy jest brudny. Sprawdź to. Zegar tyka.
Tik – tok.
Tik – tok.
P o n i ż o n a
O s z u k a n a
Wiesz coś o tym, prawda?
Przyjaciel, chłopak, przyjaciółka. Każdy jest brudny. Sprawdź to. Zegar tyka.
Tik – tok.
Tik – tok.
Automatycznie rozejrzałam się
wokół w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek ewentualnego dręczyciela.
Niestety, napotkałam jedynie pustkę mojego pokoju. Wtedy wpadł mi do głowy
pomysł – LOKAJ. Musiał mieć z tym coś
wspólnego. Żaden z poprzednich nie nazywał mnie „panienką Grande”. Z tego co wiem na każdym piętrze w tym budynku
pracuje po czterech lokai, którzy zmieniają się co jakiś czas. Dajmy na to,
dwóch jest do południa, a na popołudnie zmieniają się z dwoma pozostałymi.
Wiedziałabym gdyby zatrudniono kogoś nowego. A on? On wydał się taki… niewinny,
niedoświadczony w tej pracy. No i jeszcze miał jeansy i żółtą koszulę, a ludzie
tu pracujący chodzili zazwyczaj w czarnych wdziankach.
Otworzyłam drzwi i zaczęłam biec w jego kierunku. Ani śladu nieznajomego lokaja. Wsiadłam do windy, jeżdżąc od jednego piętra, do następnego. Nie mogłam go znaleźć, choć mogłabym przysiąc, że szukałam na każdym piętrze.
Postanowiłam zapytać o niego w rejestracji. Nic innego tak naprawdę mi nie pozostało.
Podeszłam do lady, gdzie siedziała starsza, dość pulchna kobieta i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Przepraszam, gdzie mogę znaleźć lokaja o imieniu Andrew? – zapytałam najsłodszym głosem, na jaki mogłam zdobyć się w tym momencie.
- Niestety nie mam pojęcia o kogo chodzi… - zmarszczyła brwi w niezadowoleniu, gdyż przeszkodziłam jej w zajadaniu się śniadaniem, w postaci wysokokalorycznego hamburgera. Teraz przynajmniej zrobi coś pożytecznego dla środowiska, zamiast zatruwać je niezdrową żywnością.
- Czy mogłaby pani spojrzeć na bazę pracowników, czy jak to się tam nazywa i sprawdzić gdzie aktualnie przebywa jeden z lokai, Andrew? – Starałam się, by nie wyczuła gniewu w moim głosie. Zapewne emanowało ode mnie złowrogą energią, ale co ja poradzę? Jestem tak wkurzona, że mam ochotę coś rozwalić.
Skupiła się przez chwilę, wpatrując się w monitor. Spojrzała na mnie swoimi szarymi oczami i pokiwała przecząco głową, ze współczuciem wymalowanym na twarzy.
- Przykro mi, panienko. Nie pracuje i nigdy nie pracował tutaj żaden lokaj o imieniu Andrew – tego się właśnie obawiałam. Teraz ten ktoś ma mój podpis i jestem pewna, że nie należy on do grona przyjaciół.
Wymamrotałam ciche „Dziękuję” i wręcz rzuciłam się biegiem na schody. Przemierzyłam je natychmiastowo, nim dotarłam pod drzwi mojego przyjaciela.
Otworzyłam je na oścież, Nick nigdy ich nie zamykał. Weszłam do środka przytulnego pokoju.
- Nick! – krzyknęłam. – Nick! – powtórzyłam nieco głośniej – Guera, do jasnej cholery, wyłaź gdziekolwiek jesteś! – wydarłam się na całe gardło.
- Co… Co się dzieje Mel? – usłyszałam zaspany głos chłopaka. Widocznie dopiero co się obudził, ups.
- Ubieraj się i pakuj swoje rzeczy, jedziemy na wycieczkę. – widziałam, ze chciał o coś zapytać, więc dodałam – Żadnych pytań jeśli nie chcesz zginąć tu i teraz. Dobrze Ci radzę, nie wkurzaj mnie dziś. Teraz idę do siebie, a ty grzecznie się spakujesz i ubierzesz coś przyzwoitego. Spotykamy się za kwadrans w holu.
- Mhm – zamruczał, zanim wyszłam z jego pokoju i skierowałam się do swojego. Zerknęłam w lustro i z przerażeniem stwierdziłam, że wglądam jak siedem nieszczęść. Pobiegłam do łazienki, biorąc ze sobą czarną, koronkową bieliznę, krótki top z napisem „B A D” i czarne spodenki z długim stanem. Kiedy znalazłam się już przy lustrze, włożyłam wszystkie naszykowane rzeczy i zabrałam się za czesanie moich ciemnych, gęstych włosów. Po skończeniu tejże czynności, pociągnęłam oczy eyeliner’em i wydłużającym tuszem do rzęs. Po namyśle uznałam, że jestem gotowa, więc wyszłam z toalety. Automatycznie pakowałam rzeczy do walizki. Przyznam szczerze, że nie było ich za wiele. W końcu przyjechałam tutaj na kilka dni. Rzuciłam jeszcze okiem na cały pokój i dostrzegłam coś w jednej z róż. Podeszłam bliżej. Następna karteczka znajdowała się w dopiero co rozwijającym się pączku.
Otworzyłam drzwi i zaczęłam biec w jego kierunku. Ani śladu nieznajomego lokaja. Wsiadłam do windy, jeżdżąc od jednego piętra, do następnego. Nie mogłam go znaleźć, choć mogłabym przysiąc, że szukałam na każdym piętrze.
Postanowiłam zapytać o niego w rejestracji. Nic innego tak naprawdę mi nie pozostało.
Podeszłam do lady, gdzie siedziała starsza, dość pulchna kobieta i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Przepraszam, gdzie mogę znaleźć lokaja o imieniu Andrew? – zapytałam najsłodszym głosem, na jaki mogłam zdobyć się w tym momencie.
- Niestety nie mam pojęcia o kogo chodzi… - zmarszczyła brwi w niezadowoleniu, gdyż przeszkodziłam jej w zajadaniu się śniadaniem, w postaci wysokokalorycznego hamburgera. Teraz przynajmniej zrobi coś pożytecznego dla środowiska, zamiast zatruwać je niezdrową żywnością.
- Czy mogłaby pani spojrzeć na bazę pracowników, czy jak to się tam nazywa i sprawdzić gdzie aktualnie przebywa jeden z lokai, Andrew? – Starałam się, by nie wyczuła gniewu w moim głosie. Zapewne emanowało ode mnie złowrogą energią, ale co ja poradzę? Jestem tak wkurzona, że mam ochotę coś rozwalić.
Skupiła się przez chwilę, wpatrując się w monitor. Spojrzała na mnie swoimi szarymi oczami i pokiwała przecząco głową, ze współczuciem wymalowanym na twarzy.
- Przykro mi, panienko. Nie pracuje i nigdy nie pracował tutaj żaden lokaj o imieniu Andrew – tego się właśnie obawiałam. Teraz ten ktoś ma mój podpis i jestem pewna, że nie należy on do grona przyjaciół.
Wymamrotałam ciche „Dziękuję” i wręcz rzuciłam się biegiem na schody. Przemierzyłam je natychmiastowo, nim dotarłam pod drzwi mojego przyjaciela.
Otworzyłam je na oścież, Nick nigdy ich nie zamykał. Weszłam do środka przytulnego pokoju.
- Nick! – krzyknęłam. – Nick! – powtórzyłam nieco głośniej – Guera, do jasnej cholery, wyłaź gdziekolwiek jesteś! – wydarłam się na całe gardło.
- Co… Co się dzieje Mel? – usłyszałam zaspany głos chłopaka. Widocznie dopiero co się obudził, ups.
- Ubieraj się i pakuj swoje rzeczy, jedziemy na wycieczkę. – widziałam, ze chciał o coś zapytać, więc dodałam – Żadnych pytań jeśli nie chcesz zginąć tu i teraz. Dobrze Ci radzę, nie wkurzaj mnie dziś. Teraz idę do siebie, a ty grzecznie się spakujesz i ubierzesz coś przyzwoitego. Spotykamy się za kwadrans w holu.
- Mhm – zamruczał, zanim wyszłam z jego pokoju i skierowałam się do swojego. Zerknęłam w lustro i z przerażeniem stwierdziłam, że wglądam jak siedem nieszczęść. Pobiegłam do łazienki, biorąc ze sobą czarną, koronkową bieliznę, krótki top z napisem „B A D” i czarne spodenki z długim stanem. Kiedy znalazłam się już przy lustrze, włożyłam wszystkie naszykowane rzeczy i zabrałam się za czesanie moich ciemnych, gęstych włosów. Po skończeniu tejże czynności, pociągnęłam oczy eyeliner’em i wydłużającym tuszem do rzęs. Po namyśle uznałam, że jestem gotowa, więc wyszłam z toalety. Automatycznie pakowałam rzeczy do walizki. Przyznam szczerze, że nie było ich za wiele. W końcu przyjechałam tutaj na kilka dni. Rzuciłam jeszcze okiem na cały pokój i dostrzegłam coś w jednej z róż. Podeszłam bliżej. Następna karteczka znajdowała się w dopiero co rozwijającym się pączku.
„Handel
żywym towarem”. Ja wiem, wiem o wszystkim.
Chyba
zwariowałam. Nikt oprócz mnie i mojego ojca nie wiedział o tej sprawie. To… To
było tak dawno. A może to nie chodzi o mnie? Może ktoś się pomylił podrzucając
tutaj ten bukiet? Sama już nie wiem. Rzuciłam wszystko, przedtem zwijając
karteczkę i wrzucając ją do mojego plecaka vintage. Wyszłam z pokoju, uniosłam
wysoko głowę i skierowałam się do holu, gdzie czekał na mnie Nick. Opuściliśmy hotel
i wsiedliśmy do mojego auta, zaparkowanego na hotelowym parkingu. Ja zajęłam
miejsce kierowcy, Guera miejsce pasażera. Wyjechałam z parkingu, a w mojej
głowie była tylko jedna myśl – Kto jeszcze zna moje tajemnice i tak desperacko
próbuje przywołać demony z mojej przeszłości?
_____________________________________________________________
WITAJCIE KOCHANI!
Na początek chciałabym Was bardzo przeprosić za tak długą przerwę.
Wiem, że miałam zacząć dodawać te rozdziały regularnie, ale poległam.
Zdaję sobie sprawę, iż wiele osób uważa, że jest to nieodpowiedzialne. Możecie teraz myśleć,
że mam „słomiany zapał”, ale nie o to tutaj chodzi.
Miałam i wciąż mam poważne problemy ze zdrowiem, ciągle jestem na etapie szpital-dom.
To mnie wykańcza, naprawdę.
Kroplówki, zastrzyki domięśniowe, tabletki – czy tak brzmią wakacje?
W każdym razie, jeszcze raz bardzo Was przepraszam.
Wiem, że miałam zacząć dodawać te rozdziały regularnie, ale poległam.
Zdaję sobie sprawę, iż wiele osób uważa, że jest to nieodpowiedzialne. Możecie teraz myśleć,
że mam „słomiany zapał”, ale nie o to tutaj chodzi.
Miałam i wciąż mam poważne problemy ze zdrowiem, ciągle jestem na etapie szpital-dom.
To mnie wykańcza, naprawdę.
Kroplówki, zastrzyki domięśniowe, tabletki – czy tak brzmią wakacje?
W każdym razie, jeszcze raz bardzo Was przepraszam.
Druga kwestia jest taka, że powinnam umieścić jakąś notatkę, informację
o tym,
że rozdział pojawi się tak późno. Za to również Was przepraszam.
Sama nie lubię trwać w niewiedzy, wolę być z góry uprzedzona.
że rozdział pojawi się tak późno. Za to również Was przepraszam.
Sama nie lubię trwać w niewiedzy, wolę być z góry uprzedzona.
Trzecie kwestia to ta, odnośnie Waszych blogów i opowiadań. Wiem, że
zaniedbałam ich komentowanie, ale nie myślcie, że nie czytam ich na bieżąco.
Na komórce nie jest łatwo komentować, często nie zapisywały mi się komentarze, dlatego zrezygnowałam i uznałam, że potem to nadrobię.
Jednakże Wasze blogi odwiedzam regularnie, czytając nowe rozdziały i śmiejąc się z niektórych momentów, lub płacząc ze wzruszających chwil.
Także nie martwcie się tym, że ostatnio nie komentowałam. Cały czas jestem z Wami <3
Na komórce nie jest łatwo komentować, często nie zapisywały mi się komentarze, dlatego zrezygnowałam i uznałam, że potem to nadrobię.
Jednakże Wasze blogi odwiedzam regularnie, czytając nowe rozdziały i śmiejąc się z niektórych momentów, lub płacząc ze wzruszających chwil.
Także nie martwcie się tym, że ostatnio nie komentowałam. Cały czas jestem z Wami <3
Ostatnią kwestią jest termin dodania następnego rozdziału.
Naprawdę nie wiem, kiedy zdołam go dodać. Dlatego na razie nic nie obiecuję.
W następnym tygodniu będę miała więcej czasu, więc postaram się coś napisać tak, by zrekompensować Wam tak długą nieobecność.
Naprawdę nie wiem, kiedy zdołam go dodać. Dlatego na razie nic nie obiecuję.
W następnym tygodniu będę miała więcej czasu, więc postaram się coś napisać tak, by zrekompensować Wam tak długą nieobecność.
-------------
A teraz pytania dotyczące tego rozdziału – Jak myślicie o co chodzi z „Handlem żywym
towarem”? I jakie interesy mogą łączyć Davida z ojcem Justina? Kto będzie nowym
współwłaścicielem klubu?
Wyraźcie swoje opinie w komentarzach, kochani! Nawet nie wiecie jak wiele znaczy te kilka
słów pod rozdziałem.
Są naprawdę motywujące i sprawiają wiele radości. Nie zapominajmy też o tym, że mobilizują do napisania następnego rozdziału.
Wiem, że stać Was na choćby 20 komentarzy.
Dlatego JEŚLI BĘDZIE POD TYM ROZDZIAŁEM 15 KOMENTARZY, NASTĘPNY ROZDZIAŁ DODAM NIEMALŻE OD RAZU!
Są naprawdę motywujące i sprawiają wiele radości. Nie zapominajmy też o tym, że mobilizują do napisania następnego rozdziału.
Wiem, że stać Was na choćby 20 komentarzy.
Dlatego JEŚLI BĘDZIE POD TYM ROZDZIAŁEM 15 KOMENTARZY, NASTĘPNY ROZDZIAŁ DODAM NIEMALŻE OD RAZU!
15
KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ